Tak to już bywa – coś jak reakcja łańcuchowa. Miało być 6
godzin: 2 do przełęczy i kolejne 4 do pierwszej wioski po drugiej stronie gór.
Rzeczywiście na przełęcz wgramoliliśmy się w 2 godziny, natomiast w 4 do
następnej wioski moglibyśmy się wyrobić, ale chyba tylko na latającym dywanie…
Minęliśmy przełęcz i ruszyliśmy dalej. W sumie z tego co
pokazywała mapa mieliśmy zejść jakieś 1500 metrów niżej, ale nasz zegarek
pokazywał, że utrata wysokości idzie nam bardzo mizernie…
Po ponad 6 godzinach marszu od przełęczy zrobiło się
zupełnie ciemno i podjęliśmy decyzję, że zostajemy. Znaleźliśmy sobie przytulne
miejsce pomiędzy skałami, pozbieraliśmy kamienie i ułożyliśmy sobie z nich w
miarę równe legowisko i nie pozostało nam nic innego jak tylko cieszyć się
komfortem i urokiem naszego wielogwiazkowego hotelu :)
Poranek, choć chłodnawy, należał do tych przyjemniejszych.
Nasz Hilton-Garden dał radę, flaga dalej powiewała na maszcie, a my
spakowaliśmy się i zanim wzeszło Słońce ruszyliśmy dalej w stronę jeziora i
wioski, która gdzieś tam czekała…
I zobaczcie jeszcze co może się przyśnić śpiąc pod rozgwieżdżonym niebem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz