Co prawda nie ma tutaj
nieśmiertelnych mercedesów, ale przemieszczać się tutaj można na wiele sposobów
– rowerami, można dać się przewieźć rikszą lub można wziąć taksówkę. Jest
jednak jeszcze jeden sposób, charakterystyczny dla tej części świata – tzw. tuk-tuki.
Nie jest to nic innego jak pra,
pra, pra dziadkowie i pierwowzory dla włoskich trójkołowych skuterków
ciężarowo-osobowych. Oczywiście z tą różnicą, że te tutaj są wielokrotnie
modyfikowane, samodzielnie naprawiane i ulepszane przez ich właścicieli w
przydomowych garażach lub prowizorycznych „warsztatach”, które co krok można
napotkać na chodnikach lub bocznych uliczkach.
Ich niewątpliwych zalet można
wymieniać wiele – co prawda są droższe niż rowery i riksze, ale w dalszym
ciągu tańsze od taksówek i ich właściciele choć „działają w grupach” są
bardziej skłonni do negocjacji. Na pewno są też szybsze od innych środków
komunikacji, bo może zawrotnych prędkości nie rozwijają, ale ich kierowcy
wyczyniają nimi na drogach cuda i jeśli widzisz przerwę między samochodami i
uważasz, że nic poza rowerem się w nią nie zmieści, to możesz być pewny, że
tuk-tukowy szofer pojedzie właśnie tamtędy.
Są też pewne minusy – po pierwsze
wieczorami, kiedy te wynalazki osiągają 3 prędkość nadświetlną robi się w nich
nieco chłodno i wietrznie. To, co w ciągu upalnego dnia jest błogosławieństwem,
wieczorem powoduje, że cieplej myśli się o bluzie z długim rękawem. Do
przyjemnych nie należą też tumany kurzu, które ze względu na brak szyb i drzwi
wdzierają się do środka tuk-tuka i całego układu oddechowego jego pasażerów... Zdarzają się też wersje DeLux wyposażone w "cykorłapki" :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz