poniedziałek, 18 listopada 2013

Ganges o poranku

Kolejny dzień w Varanasi, pomimo tego że po 11 wsiadaliśmy do pociągu, trwał nader długo. Wszystko to za sprawą wschodu słońca, który już dzień wcześniej postanowiliśmy obejrzeć z łodzi płynącej po Gangesie.

Dokładnie o 6 rano, w umówionym miejscu czekał nasz kapitan, który krętymi uliczkami zaprowadził nas do ghaty, gdzie wgramoliliśmy się do naszej łajby, kupiliśmy magiczne świeczuszki z kwiatkami i ruszyliśmy w rejs.


Nasz kapitan, sternik i przewodnik w jednej osobie opowiedział nam o hinduskich zwyczajach oczyszczających związanych z Gangesem, odprawił modły za nasze przynoszące szczęście świeczuszki, a na koniec zabrał do miejsc, gdzie hindusi się obmywali lub kremowali…














Poza widokami wschodu słońca, miasta budzącego się o poranku nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie to co przypadkowo udało nam się zobaczyć…

Jak już pisałem wcześniej, społeczeństwo indyjskie jest bardzo zróżnicowane jeśli chodzi o status społeczny i materialny. Jednak dla wszystkich Ganges jest rzeką wyjątkową, dlatego większość z nich swoich bliskich chce pochować właśnie tutaj. Nie wszystkich jednak stać na to, aby kupić tyle drewna, aby zwłoki bliskiej osoby dopaliły się do końca. Niektórych na drewno nie stać w ogóle. I tak chyba było w tym przypadku…

Kiedy zbliżaliśmy się do miejsca, gdzie dzień wcześniej przyglądaliśmy się skaczącym ognikom, zauważyłem „coś” unoszące się na wodzie. W pierwszej chwili wydawało mi się, że jest to ciało malutkiego dziecka, ale stwierdziłem że to niemożliwe. Kiedy kilka sekund później nasz kapitan, z wyraźnym uśmiecham na twarzy i w oczach, zaczął nam pokazywać to „coś” i radośnie pokrzykiwać „little baby” okazało się, że jednak dobrze mi się wydawało... I mimo tego, że nie jadłem jeszcze śniadania zrobiło mi się niedobrze…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz