sobota, 23 listopada 2013

Gdzie nie spojrzeć – wszędzie herbata!

Ze względu na wspomniane wcześniej strajki dostać się do Munnaru wcale nie było tak łatwo.

Największe problemy mieliśmy na dworcu autobusowym w Kochin, gdzie w jednej z dworcowych informacji udało nam się dowiedzieć, że jest strajk i podobno tylko jeden autobus może jechać, ale z zupełnie innego dworca autobusowego. Na dostanie się tam mieliśmy niespełna godzinę i tutaj po fiasku złapania jakiegokolwiek autobusu komunikacji miejskiej z pomocą przyszły tuk-tuki.

Na drugim jednak dworcu okazało się, że autobusu o którym mówiono nam na dworcu poprzednim, najzwyczajniej w świecie nie ma…

Zdenerwowanie chyba właśnie w tym momencie sięgnęło zenitu, znów w powietrzu wisiał podział na mniejsze pododdziały, ale koniec końców pojawiła się jeszcze jedna opcja! Wsiedliśmy do autobusu, którym dojechaliśmy do Kottyam – miejscowości w połowie drogi na nasze upragnione pola herbaciane.

Po nocy spędzonej w całkiem zacnym hotelu ruszyliśmy spieszno na tutejszy autobusowy dworzec, gdzie dzięki pomocy tubylców udało nam się wsiąść do odpowiedniego autobusu.

Po ponad 3 godzinach jazdy dotarliśmy do naszego herbacianego Edenu, gdzie prawie w każdym najmniejszym, możliwym miejscu rosły sadzonki herbaty. Zupełnie inna była też temperatura i powietrze – jakieś takie bardziej przyjazne. Ale w sumie czemu się dziwić, w końcu wylądowaliśmy w indyjskich górach.

Pierwszy dzień w Munnarze minął nam na objazdówce po okolicy. Niektórzy zdecydowali się poujeżdżać słonie, popodglądaliśmy i dokarmiliśmy małpy, odwiedziliśmy lokalne targowiska, a na koniec prawie udało nam się zobaczyć zachód słońca nad polami herbacianymi. 

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz