poniedziałek, 11 listopada 2013

Kolej na kolej!

To był chyba największy szok doznany tutaj do tej pory!

To, że po wyjściu z lotniska zostaliśmy w zasadzie od razu oblężeni przez rzesze „pomocników”, którzy chcieli nam załatwić transport było do przewidzenia. Do przewidzenia było też to, że wszędzie jest tutaj niesamowicie brudno! Okazało się, że te wszystkie opowieści i historie o tym, że w Indiach panuje bród i smród nie są wyssane z palca…

Siłą rzeczy porównywałem zastany krajobraz z tym, co to widzieliśmy w tym roku w Marakeszu. Tutaj było jednak zupełnie inaczej. Po pierwsze – ruch lewostronny, po drugie – brak starych dobrych Mercedesów, a ich miejsce zajmują tutaj Tuk-Tuki i kupę innych jeżdżących wynalazków. Tak samo jednak jak w Maroku trzeba się targować i trzeba też zapłacić pierwsze frycowe.


Naszą taksówką dotarliśmy bezpośrednio z lotniska na dworzec kolejowy, z którego po 7 rano miał odjechać nasz pociąg.

Pierwsze wrażenie samego dworca było raczej pozytywne (pomijam fakt straganów przy drodze, palących się ognisk i palonych śmieci też zaraz przy drodze). Elektroniczna tablica z godzinami odjazdów pociągów i pobliski dworcowy bar pozwalały mieć wrażenie, że będzie nieźle :)


To wrażenie minęło dokładnie z chwilą, kiedy minęliśmy drzwi dworca, zobaczyliśmy „poczekalnię”, przeszliśmy przez bramki i prześwietlacz do bagażu niczym na lotnisku, weszliśmy na perony i kupiliśmy łańcuchy do zabezpieczania bagaży które wyglądały niczym te do wiązania krów… 





Komentarz raczej zbędny… Jednak pierwsza trzygodzinna podróż okazała się całkiem, całkiem, choć mam wrażenie, że to efekt nieprzespanej nocy i kilku godzin różnic w czasie…

Zobaczymy jak będzie dalej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz