sobota, 23 listopada 2013

Alkohol – tylko w państwowym sklepie

Polak podobno nie wielbłąd i pić musi. Oczywiście nie musi na umór, ale będąc w kraju gdzie ilość śmieci walających się po ulicach wskazuje na spore stężenie wszechobecnych bakterii, napoje wysoko procentowe traktowaliśmy bardziej jako lekarstwo niż używkę.

A skoro alkohol miał być lekarstwem to i jego zakup odbywał się prawie jak na receptę!

Najpierw trzeba było znaleźć jeden z tutejszych sklepów monopolowych, tzw. wine shop, a potem zmierzyć się z kolejką i wąskimi barierkami prowadzącymi do okienka, będącego zarówno kasą i jak i punktem wydawania kupionego asortymentu.

W sumie nic trudnego, ale było to zajęcie czasochłonne bo znaleźć te sklepy wcale nie było łatwo. A z drugiej strony do najłatwiejszych też nie należało, bo strojąc w kolejce trzeba było wykazać się anielską cierpliwością i uodpornić się na dosyć intensywny zapach moczu… Uwierzcie, że przy każdym z nich miałem wrażenie, że moczem bardziej śmierdzi tutaj niż w niejednym dworcowym szalecie…






Pocieszające było to, że kojące właściwości kupowanych specyfików działały na wszystko :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz