Maj 2010, Sosnowiec, kilka
minut po 7 rano, pociąg relacji Bielsko – Warszawa
- Byłeś w Tybecie? – zapytał mnie siedzący naprzeciwko mnie
facet, zanim ja jeszcze zdążyłem się rozsiąść wygodnie na swoim miejscu.
- Nieee, a skąd taki pomysł? – odpowiedziałem zaskoczony.
- Na nadgarstku masz tybetańską bransoletkę z napisem FreeTibet.
Myślałem, że przywiozłeś ją stamtąd – odpowiedział.
- Niestety, ale rzeczywiście jest z Tybetu. Kupiona na
Węgrzech od Tybetańczyków jako cegiełka na rzecz wsparcia ich walki o wolność.
- Oni bardzo potrzebują naszego wsparcia. To bardzo dobrzy
ludzie, z niesamowitą siłą i wiarą w to co robią. Sam Dalajlama to wspaniały
człowiek, przewodnik duchowy od którego bije niesamowita energia. Moje
spotkanie z nim i podróż do Tybetu były dla mnie czymś absolutnie niesamowitym. –
zaczął swoją opowieść nieznajomy.
No to będzie to ciekawa i dłuuuuuga podróż pomyślałem…
Potem kontynuował swoją opowieść o tym, jak nielegalnie
przekraczał granice, jak doszło do jego spotkania z Dalajlamą, a na koniec
pochwalił się jeszcze, że właśnie jedzie do Warszawy na premierę swojej książki…
Facet na oko koło pięćdziesiątki, obcięty prawie na łyso, z
koralikami na szyi, bransoletką na ręku. Jakiś podstarzały hipis, który
opowiada jakieś niesamowite dyrdymały… Widział się z Dalajlamą! Na audiencję go
przyjął, a teraz napisał o tym książkę! Taaa… Yhyyy… a ja wczoraj jadłem obiad
z Putinem i omawiałem szczegóły planu zbrojeń nuklearnych.
Cała jego opowieść sprawiała wrażenie totalnie wyssanej z palca, ale muszę
przyznać że miło się tego wszystkiego słuchało. Nawet na tyle było to wciągające, że mimo
opóźnienia pociągu i stania po drodze gdzieś w szczerym polu, podróż do stolicy
zleciała bardzo szybko. Na Centralnym każdy z nas poszedł w swoją stronę i tak
ta część historii się kończy.
Grudzień 2011, Włochy,
Livigno, wieczór
Półtorej roku później, po spotkaniu w pociągu „dziwnego
człowieka”, pojechałem ze znajomymi na narty do Włoch. Ekipa w dużej części dla
mnie nowa, w większości ze Śląska. Jak to bywa w męskim gronie, wieczory mijały
na długich dyskusjach przy drinku. A, że towarzystwo było jaskiniowo-górskie,
więc ciągle przewijającym się motywem były dyskusje o wojażach. Różnych, tych bliższych
i tych dalszych.
Mieczysław Bieniek. Fot. Prywatne archiwum Mieczysława Bieńka |
Mój słuch nagle się wyostrzył, bo jakbym to już gdzieś
kiedyś słyszał…
- Niesamowity gość! Bez wizy i zupełnie bez pieniędzy dostał się
jakoś do Tybetu i tam załapał się na audiencję u Dalajlamy. O tej swojej
podróży napisał książkę, a w ogóle od tamtego czasu zaczął podróżować –
kontynuował Mirek dalej opowiadając o tym, jak chłop całe życie na kopalni
pracował, uległ wypadkowi i nagle świat mu się totalnie zawalił…
Mnie w tym momencie też się wszystko przewróciło do góry
nogami… Kurcze, a jednak to nie była ściema! On nie był żadnym fantastą, a wszystko co mówił jednak wydarzyło się naprawdę!
W pierwszej chwili zrobiło mi się trochę głupio, ale chwilę
potem przyszła fascynacja! I wróciła ta zaraźliwa energia, która mimo mojego
braku wiary w to co mówił, wypełniała wtedy cały przedział. Była to ta sama energia,
która bije od tych wszystkich ludzi mających swoje zajawki i swoje pasje o
których mogą opowiadać godzinami i którymi potrafią zarażać innych. Dokładnie
ta sama energia biła też od wszystkich współtowarzyszy szóstej edycji Akademii Socjomanii, która niestety właśnie dobiegła końca :(
Pociesza mnie jednak to, że wszyscy Ci wariaci mają
niesamowity dar przyciągania się, więc jest tylko kwestią czasu gdzie i kiedy
znów na siebie wpadniemy. I nie przekreślajcie na starcie wszystkich dziwaków
spotkanych na swej drodze!
PS. Wpis zgodnie z obietnicą dedykuję Setisun, pozostałym
Socjomaniakom i wszystkim „pozytywnym” spotkanych na „kolejach” losu.
Wiesz jak jest z tymi wariatami... Swój do swego ciągnie :)
OdpowiedzUsuńna szczęście tak to właśnie działa :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite. Szkoda, że miał przy sobie swojej książki i nie odstąpił Ci jednego egzemplarza. Wtedy na pewno byś mu uwierzył :-)
OdpowiedzUsuńAle mimo wszystko wydaję mi się, że ten Pan musi miło wspominać podróż z Tobą :) Na pewno go zaskoczyłeś tą bransoletką.
po pierwszym akapicie wiedziałem, że będzie o MB:)
OdpowiedzUsuń:) wiedząc o istnieniu MB łatwo się domyślić, ale widząc go pierwszy raz na oczy i w ogóle nie słysząc o nim wcześniej, nie potraktowałem go zbyt poważnie... Kolejny dowód na to, że pozory mogą mylić
UsuńMiałem okazję go poznać na prezentacji jego książek.. Niesamowity gość, aż trudno uwierzyć w jego historie :)
OdpowiedzUsuń