sobota, 5 maja 2012

Porcelana, fajki i pieczątki

Generalnie muzeów nie lubię. Zwłaszcza takich w starym stylu, które kojarzą mi się z jednym z odcinków Wilka i Zająca, gdzie Pan Hipopotam – opiekun muzeum, cały czas przykładając palce do ust przypominał o obowiązku zachowania ciszy i pilnował, czy aby na pewno wszyscy założyli filcowe papućki :)


Co prawda w muzeum na zamku w Trokach kapci nie było, zdjęcia można było robić swobodnie to w salach obecne były „pilnowaczki”, w wieku raczej zaawansowanym, które snuły się bezszelestnie po poszczególnych salach niczym Buka z Muminków :)

Jednak każde muzeum ma swoje smaczki, które mimo wszystko warto zobaczyć. Czasami warto zacisnąć zęby i pokłonić się nad historią… Było tutaj trochę oręża, jakieś zbroje, trójwymiarowy obraz średniowiecznego sędziego, który z zależności od tego pod jakim kątem się na niego spojrzało taki wyrok wydawał i jeszcze podobno kilkanaście tysięcy innych eksponatów, a mnie urzekło coś o co bym siebie w ogóle nie podejrzewał…

Po pierwsze – porcelana.

Zawsze kojarzyła mi się ona albo z rodowymi zastawami, z którymi zawsze było więcej zachodu niż pożytku, bo to zawsze trzeba było najpierw wyciągnąć z szafki, przetrzeć z kurzu, porozkładać na stole w ilościach mocno przesadzonych, a po wszystkim umyć, wytrzeć i znów pochować… I nie daj Boże stłuc coś na którymś z etapów wyżej opisanych – tydzień kiepskiego humoru Mamy gwarantowany… Inne skojarzenie to „odpustowe” porcelanowe figurki, a których artyzmu doszukiwać się trudno, a jedyna realna funkcja jaką mogę sobie dla nich wyobrazić to łapanie kurzu stojąc na telewizorze…


Te zmagazynowane tutaj co prawda funkcję miały nieco inną z racji braku telewizorów w czasach kiedy powstawały, ilości kurzu możliwego do złapania porównywalne ze współczesnymi lub większe, ale trzeba im przyznać – jakieś takie bardziej artystyczne i unikatowe :)



Po drugie – fajki.

Podobno pierwsze drewniane fajki znaleziono we Francji i pochodziły mniej więcej z XVII wieku. Produkowano je najpierw z drzewa wiśniowego, później ewentualnie bukszpan, klon czy nawet wrzos. Jak głosi legenda, właśnie z wrzosu zrobiona była fajka, którą otrzymał od jednego z francuskich chłopów pewien francuski fabrykant zwiedzający Korsykę – ojczyznę Napoleona. Fajka tak go oczarowała, że w miejscowości Saint Cloude, jak przystało na fabrykanta, założył fabrykę fajek Bruyere, które podobno produkowane są do dzisiaj. W gwoli wyjaśnienia, zdarzenie opisane wyżej, podobno (jak to bywa z legendami) miało miejsce w XIX wieku :)


Ale wracając do muzeum – mam wrażenie, że prezentowany tutaj sprzęt to pełen przekrój tego, co zostało wyprodukowane i co wpadło do głów fajkowym konstruktorom – od pierwszych fajek wodnych, przez fajki drewniane, porcelanowe aż po te wykonane z kości słoniowej. Z drugiej strony patrząc na niektóre, zastanawiałem się gdzie szukać inspiracji żeby wymyślić takie kształty lub co trzeba palić, ale z całą pewnością nie mógł to być tylko czysty tytoń :P


No i po trzecie, ostatnie – pieczątki

Czasami mam wrażenie, że w miejscu gdzie pracuję właśnie one są najważniejsze. Czerwone, zielone, niebieskie czy żółte. Okrągłe, kwadratowe czy prostokątne z tuszem czerwonym, niebieskim, czarnym lub zielonym. Są niezbędne, niezastępowalne i czasami mam wrażenie, że dodają kilka punktów „respektu” dla osób które je przybijają…





A może by tak przenieść na współczesny grunt nieco wzorców z przeszłości? Zapewne wielu dalej by się pyszniło powagą swych stempelków, najlepiej jeszcze z całym alfabetem liter przed nazwiskiem, ale przynajmniej na ich biurkach było jakoś tak bardziej artystycznie i historycznie niż biurowo :P

1 komentarz: