wtorek, 8 kwietnia 2014

Gosaikund – ziemia obiecana :)

Po doświadczeniach wczorajszej burzy śnieżnej dzisiaj nieco ostrożniej i bardziej uważnie zaczęliśmy spoglądać w niebo. Co prawda mieliśmy jeszcze trochę zapasu czasu na wypadek jakiejś nieprzewidzianej pogodowej wpadki, ale plan na dzisiejszy dzień był bardziej restowy niż ambitny.

Cel był jeden – dotrzeć do Gosaikund, czyli na prawie 4400 metrów, tam przenocować, a przy okazji pospacerować wokół świętych jezior i wdrapać się na punkt widokowy, z którego widać w oddali wiecznie białe szczyty ośmiotysięczników – Annapurny i Manaslu.





Droga najpierw wiodła ku przełęczy na 4200, a potem delikatnie wznoszącym się trawersem do samego już Gosaikund. Z pierwszym odcinkiem uporaliśmy się bardzo szybko. Drugi też nie poszedł gorzej, ale co chwilę przerywały go salwy śmiechu, kiedy to po czym idziemy i dokąd idziemy porównywaliśmy do drogi Drużyny Pierścienia zmierzającej do krainy Krasnoludów :)











Samo Gosaikund przywitało nas darmowym noclegiem, chmurami nad punktem widokowym oraz kotłującymi się cirrusami i cumulusami nad przełęczą, która mieliśmy zaplanowaną na jutro. Ze względu na powyższe, wyjście na punkt widokowy nie miało absolutnie żadnego sensu. Wycieczka dookoła jezior również, bo widzieliśmy je wszystkie z góry i niczym nie różniły się od Morskiego Oka, a przełęcz zaplanowana była dopiero na jutro.

Co więc należało zrobić? Rozpocząć jak najbardziej zasłużony dzień restu :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz