Po zaktualizowaniu bloga, napełnieniu brzuchów tutejszymi smakołykami, podładowaniu możliwie wszystkich baterii i wynegocjowaniu dobrych cen na zakupy ruszyliśmy dalej do góry.
Przewodnik wskazywał nam drogę do Sing Gompa, ale my tradycyjnie już szukaliśmy jakiejś alternatywy. Udało nam się ją znaleźć po niewiele ponad godzinie. Trafiliśmy do wioski Dursagang, która kusiła nas aż dwoma domami.
Pierwszy z nich, nieco niżej zachęcał darmowym spaniem, ale smutna mina właścicielki jakoś nas nie przekonała. Zupełnie inaczej sprawa wyglądała kilkanaście minut wyżej.
Gwarno, mnóstwo umorusanych dzieciaków biegających dookoła domu, kilku chłopów wracających z pola i „jadalnia” z kozą na samym skraju zbocza. To zdecydowanie było to, czego szukaliśmy. No i oczywiście poza nami żadnych innych turystów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz