poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Śnieżny armagedon w najgorszym miejscu w górach

Poza jedną pogodową wpadką, którą zaliczyliśmy schodząc z Kyanjin Ri, na pogodę absolutnie, absolutnie nie mogliśmy narzekać! Cały czas, nieprzerwanie, pełne słońce, a tylko czasem przez nasz blue sky przemknął jakiś zabłąkany obłoczek.


Dokładnie tak samo było, kiedy z Sing Gompa kierowaliśmy się do ostatniego punktu naszego dzisiejszego dnia, czyli Larubina Yak na wysokości ok. 3900. Zwłaszcza ostatni popas przed podejściem jak i samo podejście do celu, kiedy słońce przygrzewało nawet jakby mocniej.



Podejście poszło „programowo”, na samej górze pierwsze schronisko (gabarytowo przypominało Murowaniec i to mogło być pewną przestrogą, którą jednak przeoczyliśmy), negocjacje (od razu skuteczne – śpimy za darmo) i pakujemy się do pokoi.

Już na miejscu okazało się, że na tle wszystkich poprzednich, pozostawiały one baaaaardzo dużo do życzenia, łącznie z dziurą w podłodze na komin od kozy stojącej piętro niżej. Na dodatek chwilę po nas do schroniska wpakowała się zorganizowana grupa Francuzów i Anglików. Gwar i harmider na korytarzu zagwarantowany! Przypieczętowaniem wszystkiego była jeszcze obsługa, która naprawdę sprawiała wrażenie jak gdyby wszystko co robi, robiła za karę…

Zdecydowanie najgorsze miejsce, jakie do tej pory spotkaliśmy… Nam naprawdę niewiele do szczęścia potrzeba, ale skoro to miejsce było polecane przez przewodnik, to aż strach pomyśleć jak jest w schronisku wyżej, które przewodnik odradzał…

Jak się okazało „problemy noclegowe” to była tylko część „niespodzianek”. Największa w tym czasie rozgrywała się za oknami! Kiedy podchodziliśmy do góry szliśmy jeszcze w krótkich rękawkach i krótkich spodenkach. Kiedy byliśmy już w pokojach za oknami rozszalała się prawdziwa burza śnieżna! I to nie taka zwykła, tylko z piorunami i grzmotami. W jednej chwili zrobiło się ciemno, wszystko nabrało jakby kolorów sephii, a grzmoty przychodziły bez ani ułamka sekundy zwłoki po błyskach… Byliśmy w samym jej centrum…


W ciągu 20 minut jej trwania nasypało tyle śniegu, że do tej pory letni krajobraz zmienił się w totalnie zimowy. Kiedy rano wyszliśmy przed schronisko okazało się, że wszystko dookoła jest kompletnie białe… Nie pozostało nam więc nic innego, jak tylko wygrzebać z dna plecaka stuptuty i w świeżym śniegu ruszyć ku górze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz