Udało nam się w zasadzie w ostatniej chwili. Kiedy wpadliśmy na plażę z aparatem Słońce już częściowo było schowane za oceanem. Ta część, która jeszcze świeciła gorącym czerwonym kolorem przebijała się przez pojedyncze chmurki próbujące je zasłonić.
Siedliśmy na piasku i przez te kilka minut kontemplowaliśmy widok, który naprawdę był genialny. Siedząc tam siłą rzeczy nasuwało mi się do głowy porównanie tego zachodu do zachodów Słońca nad naszym Bałtykiem. Które z nich jest ładniejsze? Które z nich bardziej efektowne… Nie wiem, nie da się tego porównać, ale siedząc tam zrozumiałem chyba też nieco tęsknotę Mickiewicza za Litwą opisaną w „Stepach Akermańskich”…
Widok przede mną cudny, ogromna czerwona tarcza chyli się ku oceanowi, nieco po lewej majaczą górskie szczyty Maroka… A mnie za Bałtykiem jakoś tęskno... Może i mniejszy, może i woda nie ma koloru tak błękitnego, może i jest zimniejsza niż tutaj… Ale on jest nasz! Taki swój!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz