poniedziałek, 6 września 2010

Świetlicowe łamigłówki

Czas chyba wracać! Cały czas po głowie chodzi smak pizzy, a tutaj dotrzeć do pizzerii jest niemiłosiernie trudno! Po wczorajszej przypadkowej Paelli dzisiaj miałem nadzieję, na smak pieczonej szynki, ciągnącego się sera i sosu pomidorowego… I co?

I wylądowaliśmy z Polly na tradycyjnym hiszpańskim tapasie, który znów nie był pizzą, ale i tak serwowane smakołyki po prostu powalały na kolana! Kalmary w chrupiącej panierce, mini krokieciki z jakiejś ryby czy zapiekane kanapeczki z duszonymi warzywami, pieczonym kurczakiem i suszoną wołowiną!

Gwoździem programu jednak w dzisiejszym menu były daktyle zapiekane w bekonie! W pierwszej chwili połączenie to wydaje się mocno karkołomne, ale po bliższym zaznajomieniu… najpierw smak chrupiącego, dobrze wypieczonego bekonu, a potem rozlewająca się w ustach słodycz daktyla… istne „niebo w gębie” :) 



Potem przyszedł czas na zajęcia świetlicowe :) Czekając na Wero, która miała do nas dołączyć wybraliśmy się do Almediny pograć w lotki, które jednak postanowiły się zbuntować. Nie dość, że pożarły mi 2 „ojro” to jeszcze się wyłączyły i kompletnie już nie chciały z nami współpracować… Wybraliśmy więc gry analogowe: Chińczyk, Warcaby i Bierki. 

Chińczyk też się zbuntował, a raczej ktoś mu w tym buncie pomógł, bo w pudełku nie było kostki. Wybór padł więc na Warcaby, w które, jak się okazało, Polly nie grała ani razu… Przyszedł więc czas na naukę i gdyby nie porady „doświadczone cioci Wero” za pierwszym razem udałoby się zbić przynajmniej kilka moich pionków więcej. Ale jak na pierwszy raz i tak było bardzo dobrze! 



Potem w ruch poszły jeszcze bierki i tutaj było już zdecydowanie lepiej. Przy odrobinie chęci Polly nadrobi jeszcze braki z podstawówkowej świetlicy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz