Oboje z Majką słyniemy z tego, jak bardzo lubimy zwiedzać
miasta, ale biorąc pod uwagę, że w najbliższym czasie do Sajgonu zapewne szybko
nie wrócimy, postanowiliśmy odwiedzić choć obowiązkowe „must see”. Jak zwykle w
tym karkołomnym przedsięwzięciu, nieoceniony okazał się nasz przewodnik Lonely
Planet, który mądrością swoich zadrukowanych stron wskazywał nam kierunek.
Jednym z miejsc na naszej liście był obecny budynek urzędu
miejskiego Ho Chi Minh i wielki pomnik patrona miasta. Budynek urzędu, bardzo
ładny z resztą, udało nam się znaleźć bez problemu, jednak jak się okazało
znalezienie ponad 7 metrowego pomnika takie łatwe już nie było… A w trakcie
poszukiwań taki dialog nam się stworzył.
Marianna: Tu gdzieś powinien być ten pomnik Ho Chi Minha.
Ja: Tutaj jest tylko jakaś tabliczka napisana po ichniemu.
Marianna: No przewodnik mówi, że gdzieś tutaj, vis a vis
budynku i że jest naprawdę duży…
Ja: Nie wiem, ja go tu nie widzę…
(kilka metrów dalej)
Marianna: Patrz, wiata. Może to domek Ho Chi Minha?
Ja: Taaa, i sądząc po tych wężach z wodą zapewne właśnie
bierze prysznic. Chodź, szukamy dalej.
Jak się później okazało oboje mieliśmy rację, bo
rzeczywiście był to namiot, którym na czas renowacji przykryty był poszukiwany
przez nas pomnik :) A, że nasze poszukiwania nie były krótkie udało nam się zrobić
jeszcze kilka zdjęć miasta :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz