wtorek, 31 sierpnia 2010

Tańczący z małpami

Będąc tutaj jakoś tak dziwnie wychodzi, że wbrew upartej opinii, niedziela jest najaktywniejszym dniem w tygodniu. Nie inaczej było i w ostatni siódmy dzień tygodnia, kiedy to postanowiliśmy się wybrać na Gibraltar.

Miejsce wyjątkowe dla Polaków, którego nieodwiedzenie będąc tak blisko byłoby po prostu grzechem. Tak więc z samego rana wpakowaliśmy się w autobus i pełni energii zostaliśmy dowiezieni prawie pod samą granicę Hiszpanii i Wielkiej Brytanii. Przekroczenie granicy poszło niezwykle sprawnie, choć chyba pierwszy raz w obrębie strefy Schengen musiałem pokazać dowód tożsamości :)

A czym nas przywitał Gibraltar? Przede wszystkim strefą wolnocłową, z które postanowiły skorzystać dziewczyny i wędrówka od perfumerii do perfumerii wydawała się nie mieć końca… A cały czas ta właściwa wędrówka zaplanowana na dzisiejszy dzień ciągle była przed nami… No właśnie! Wędrówka… Głównym gwoździem programu było wejście na szczyt skały, która jest znakiem rozpoznawczym Gibraltaru i sięga ponad 400 metrów wysokości. 



Droga była nieco męcząca (lejący się z nieba żar i niewielkie ilości wody, w którą byliśmy wyposażenie), ale kto jak kto – my wiedzieliśmy, że choć by się waliło i paliło i tak damy radę! No i nie pomyliliśmy się! Ba! Na szczycie byliśmy szybciej niż wskazywały na to wszystkie tabliczki i kierunkowskazy, a brak wody i zmęczenie sukcesywnie pokonywane było przez zapierające dech w piersiach krajobrazy.


Na samym szczycie udało nam się spotkać równie znane jak sama skała – gibraltarskie małpy, które jednak okazały się nieco przereklamowane. Niby miały być złośliwe, miały kraść wszystko niczym sroki, a one w większości po prostu spały… Czyżby sjesta udzielała się nawet małpą?


Po zdobyciu szczytu obowiązkowym punktem programu była jeszcze sesja zdjęciowa na chyba jedynym takim lotnisku na świecie! Tutejsze lotnisko wbrew normalnym wyobrażeniom na temat tego typu obiektów przecięte jest 4 pasmową drogą, ścieżką rowerową i chodnikiem… A co jak przylatuje samolot? Na jednym i drugim krańcu lotniska włącza się czerwone światło dla rowerów, pieszych i samochodów, potem ląduje samolot, a potem wszystko wraca do normy :)


Więcej zdjęć z całej gibraltarskiej eskapady zobaczyć można TUTAJ

PS.
Pamiętacie może reklamę margaryny Manuel? Nam przypomniała się ona dzisiaj rano przygotowując prowiant na nasze wojaże :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz