Nie inaczej było i w Sevilli, gdzie Marta pokazała mi tegoroczne „odkrycie roku”. Kiedy biegaliśmy po mieście i w ekspresowym tempie oglądaliśmy jego najciekawsze zakątki Marta zabrała mnie na Tinto de Verano! Coś banalnie prostego, ale w tym klimacie magicznego i niesamowicie orzeźwiającego!
Receptura jest bardzo prosta. Do wysokiej szklanki wrzuca się sporo kostek lodu i plasterek cytryny, do połowy wlewa się czerwone wino, a resztę uzupełnia czymś cytrynowym jak Sprite, 7 UP, Fanta Lemon czy wodą mineralną o cytrynowym posmaku. Ot, cała filozofia! Osobiście MEGA polecam :)
Kolejne nowe odkrycie tego dnia, to z kolei Tapas, które można dostać w każdej knajpce serwującej tutaj jedzenie. W ogóle mocno zakorzenione w tutejszej kulturze jest wieczorne, rodzinne wychodzenie na kolację. Całe rodziny „wylegają” z domów po 22 i swoje kroki kierują w stronę restauracji.
W restauracjach z kolei każde danie można zamówić w 3 różnych wielkościach porcji: cała porcja, które są naprawdę duże i jeśli jesteś bardzo głodny to zaspokoisz nią swój głód. Druga opcja to połowa porcja, która jest idealna żeby „wrzucić coś na ząb” i to poczuć. Najciekawsza jednak jest właśnie ostatnia opcja czyli TAPAS – malutkie porcyjki, które kosztuję przeważnie symboliczną cenę, a pozwalają spróbować więcej tutejszych smaków. Naszym celem padły krewetki, których spróbowała nawet Agata! Padł też jakiś rekin i coś, za co Polly podobno jest w stanie zabić – czyli miniaturowe krokieciki zrobione z szynki… :)
Zamawiając burito oczami swojej głodnej wyobraźni widziałem już mięsko, które znajdę w środku… No i nie znalazłem… Burito z Tomatito zaskoczyło mnie, ale nie rozczarowało. W środku zawiniętych placków znajdowała się masa doskonale podduszonych warzyw, udekorowanych pietruszką i pomidorkami koktajlowymi, których widok dodatkowo potęgował wrażenie pyszności tego wszystkiego, co na talerzu!
* "na winie" czyli stara harcerska zasada – co się nawinie to do gara. W tym przypadku do wysokiej szklanki trafiła kawa, mleko, kostki lodu i to, co się nawinęło czyli odrobina czegoś smakiem przypominającego polski ajerkoniak i czekoladowa Khalua do smaku. To też zdecydowanie polecam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz