piątek, 27 sierpnia 2010

Sevilla i Tarifa od kuchni

Już pierwszy dzień pobytu w Hiszpanii udowodnił, że panujące tutaj smaki są zgoła inne niż te u nas. Nawet jeśli coś nosi miano kuchni hiszpańskiej, śródziemnomorskiej czy jakiejkolwiek innej inspirowanej tym regionem to będzie to tylko substytut…

Nie inaczej było i w Sevilli, gdzie Marta pokazała mi tegoroczne „odkrycie roku”. Kiedy biegaliśmy po mieście i w ekspresowym tempie oglądaliśmy jego najciekawsze zakątki Marta zabrała mnie na Tinto de Verano! Coś banalnie prostego, ale w tym klimacie magicznego i niesamowicie orzeźwiającego!

Receptura jest bardzo prosta. Do wysokiej szklanki wrzuca się sporo kostek lodu i plasterek cytryny, do połowy wlewa się czerwone wino, a resztę uzupełnia czymś cytrynowym jak Sprite, 7 UP, Fanta Lemon czy wodą mineralną o cytrynowym posmaku. Ot, cała filozofia! Osobiście MEGA polecam :)



Kolejne nowe odkrycie tego dnia, to z kolei Tapas, które można dostać w każdej knajpce serwującej tutaj jedzenie. W ogóle mocno zakorzenione w tutejszej kulturze jest wieczorne, rodzinne wychodzenie na kolację. Całe rodziny „wylegają” z domów po 22 i swoje kroki kierują w stronę restauracji. 

W restauracjach z kolei każde danie można zamówić w 3 różnych wielkościach porcji: cała porcja, które są naprawdę duże i jeśli jesteś bardzo głodny to zaspokoisz nią swój głód. Druga opcja to połowa porcja, która jest idealna żeby „wrzucić coś na ząb” i to poczuć. Najciekawsza jednak jest właśnie ostatnia opcja czyli TAPAS – malutkie porcyjki, które kosztuję przeważnie symboliczną cenę, a pozwalają spróbować więcej tutejszych smaków. Naszym celem padły krewetki, których spróbowała nawet Agata! Padł też jakiś rekin i coś, za co Polly podobno jest w stanie zabić – czyli miniaturowe krokieciki zrobione z szynki… :)



Wczoraj po powrocie z Sevilli Polly porwała mnie też na tutejsze jedzenie serwowane w Tomatito – knajpce, gdzie pracowała w zeszłym roku. Tutaj mój wybór padł na burito, a Polly zamówiła coś, co się okazało mega wielkim i mega pysznym kawałem (a raczej 3 kawałkami) doskonale wypieczonego kurczaka w panierce, serwowanego z frytkami, pomidorami i pieczonym awokado. 

Zamawiając burito oczami swojej głodnej wyobraźni widziałem już mięsko, które znajdę w środku… No i nie znalazłem… Burito z Tomatito zaskoczyło mnie, ale nie rozczarowało. W środku zawiniętych placków znajdowała się masa doskonale podduszonych warzyw, udekorowanych pietruszką i pomidorkami koktajlowymi, których widok dodatkowo potęgował wrażenie pyszności tego wszystkiego, co na talerzu!



A było rzeczywiście pyszne, podobnie jak mrożona kawa „na winie” *, którą na deser zaserwowała Polly w Almedinie!

* "na winie" czyli stara harcerska zasada – co się nawinie to do gara. W tym przypadku do wysokiej szklanki trafiła kawa, mleko, kostki lodu i to, co się nawinęło czyli odrobina czegoś smakiem przypominającego polski ajerkoniak i czekoladowa Khalua do smaku. To też zdecydowanie polecam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz