poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Tym razem rowerowo

W poprzednim wpisie było o tym, że niby blog rowerowy a o rowerach od dłuższego czasu nie ma ani słowa, więc teraz postanowiłem to nieco zmienić. Ale aby to zrobić trzeba muszę cofnąć się kilka dni i znów na moment wrócić do gorącej Sevilli.

Będąc tam przez kilka dni udało mi się znaleźć kilka rowerowych smaczków, o których kilka słów i zdjęć poniżej.

Pierwsze, co urzekło mnie w tym mieście, pod względem rowerowym, to chyba nieograniczona ilość dróg rowerowych, które ciągną się wzdłuż każdej ulicy, krzyżują się z nimi i po prostu są tam tak naturalne, jak gdyby każdy mieszkaniec Sevilli umiał jeździć na rowerze zanim nauczy się dobrze mówić lub w ogóle chodzić. Każda ścieżka jest wyraźnie odznacza się od chodnika innym kolorem (ścieżki są zielone), są na nich normalnie namalowane pasy organizujące ruch rowerów, przejście dla pieszych w miejscach, gdzie krzyżują się z chodnikami i w ogóle mam wrażenie, że spełniają wszystkie wymogi, które u nas charakteryzują tylko autostrady! :)




A co jeśli w wyląduje się w Sevilli bez roweru? To też nie jest absolutnie żadnym problem. Na każdym większym skrzyżowaniu w centrum miasta, przy każdym większym lub mniejszych skwerku lub placyku rower można sobie najzwyczajniej w świecie wypożyczyć! Kosztuje to niewielką ilość Euro, my jednak nie skusiliśmy się na tą formę zwiedzania miasta, choć nie ukrywam, że była ona kusząca!


W Sevilli udało mi się znaleźć również kilka sklepów rowerowych, ale zawsze przechodząc koło nich albo były zamknięte, bo było już późno, albo były zamknięte, pomimo tego, że było jeszcze wcześnie… No ale! Sjesta rządzi się swoimi prawami :)


Ciekawostką są też rowery porzucone… Co krok w zasadzie można znaleźć rowery, które zostały przypięte do jakiejś barierki czy znaku drogowego, a potem ich właściciele o nich kompletnie zapomnieli. Poniżej przykład jednego z takich biednych, który jednak jeszcze jakoś się trzyma i być może właściciel przypomni sobie o porzuconym kiedyś rumaku, nim będzie już za późno :)


Największą jedna perełką rowerowego spojrzenia na Sevillę była liczba spotykanych na drodze wozów serwisowych największych na świecie ekip kolarskich. Na pierwszy ogień trafiła się ekipa Rabobanku, która rozkładała się przed hotele niedaleko naszego mieszkania. Dzień później jedną z głównych ulic przejechał peleton kolarzy z grupy Katiusza, a potem przez przypadek znaleźliśmy 2 samochody i autokar HTC Columbia, w której jeździ Andre Greipel – triumfator dąbrowskiego odcinka tegorocznego Tour de Pologne!


Jak się później okazało (nieoceniona pomoc Mr Google) wszystkie te ekipy to przygotowania do inauguracji tegorocznej Vuelty, która rozpoczęła się w sobotę… My niestety uciekliśmy z Sevilli już w piątek, ponieważ byliśmy zaproszeni na urodzinowe grillowanie Juana, który gościł nas u siebie w Sevilli.



PS. 
Jeden z powodów dla którego nie zdecydowaliśmy się na korzystanie z rowerów w Sevilli. Temperatury w sierpniu sięgają tam astronomicznych poziomów… Dowody poniżej!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz