Pierwszy taki wieczór już opisywałem, kiedy to my byliśmy tymi objedzonymi. Ale po naszym powrocie z Sevilli sytuacja obróciła się na naszą korzyść i to my byliśmy tymi, którzy objadali. A było z czego objadać, bo wspólnie świętowaliśmy urodziny Juana, które przyjęły formę barbacoa czyli bardzo popularnego i lubianego w Polsce grillowania.
No właśnie! Grillowanie jest chyba jedyną praktyką tutaj, która wygląda dokładnie tak samo jak u nas. Każdy, kto pojawił się na grillu przyniósł ze sobą jakieś „wpisowe” czyli przeróżne mięsa, szaszłyki, napoje mniej czy bardziej wyskokowe no i oczywiście prezenty dla Jubilata. My z naszym prezentem w Polsce nie bylibyśmy zbyt oryginalni, ale tutaj prezent był wyjątkowy – butelka polskiej Żubrówki to coś, co jest tutaj bardzo lubiane, a tym samym baaaaardzo cenne, o czym świadczyła zadowolona mina Juana :)
Drugi raz mieliśmy okazję grillować wczoraj wieczorem. I choć też było podobne do naszego polskiego grillowania to miało swój specyficzny klimat. Wszystko za sprawą miejsca gdzie grillowaliśmy – tarasu w domu znajomych, z którego roztacza się widok na jeden z licznych placyków starego miasta w Tarifie, gdzie tradycyjnie wieczorem toczy się życie towarzyskie i artystyczne lokalnych gitarzystów i multiinstrumentalistów, których można spotkać tu na każdym kroku.

A co się tutaj grilluje? Dosłownie wszystko. Oprócz tradycyjnych u nas kiełbasek, szaszłyków, skrzydełek, piersi i udek z kurczaka, karkówki czy innych rzeczy na ruszcie można znaleźć także dużo warzyw, które tutaj są na żywieniowym porządku dziennym czyli bakłażany, papryki i duuuużo pomidorów!

Dzisiejszy wieczór też zapowiada się smakowicie. Jeden z naszych współlokatorów wyjeżdża jutro do Senegalu i zaprosił nas na dzisiejszą kolację, której daniem głównym ma być tradycyjna potrawa kolumbijska… Wrażeniami na pewno się podzielę przy kolejnej okazji!