Czasami mam nieodparte, że narzekanie i „szukanie dziury w
całym” to nasz narodowy sport. Na drugi plan schodzi wygrana Rafała Majki w Tour de
Pologne, zwycięstwo Agnieszki Radwańskiej w Montrealu czy okrzyknięta już przez
dziennikarzy „fala medali” przywieziona przez naszych lekkoatletów z Mistrzostw
Europy w Zurychu, a na pierwszy wychodzi wspomniane właśnie szukanie dziury. Zawsze znajdzie się jakiś pretekst do narzekania i zwarta i gotowa grupa narzekaczy, którzy stwierdzą że za
mało, że za wolno, albo że ktoś i tak zrobił na tym jakiś interes na boku.
Skąd ten post? Po lekturze komentarzy na jednym z rowerowych
forów, gdzie część domorosłych kolarskich ekspertów wytyka co jest „nie tak” z
imprezami organizowanymi przez Lang Team. Dokładnie ten sam mechanizm – że Lang
robi sobie lanserkę, że jego imprezy są za drogie, że nad sportowy poziom liczy
się PR i że w ogóle gorzej już być nie może.
Sportowym ekspertem nie jestem i nawet do tego nie
pretenduje, ale w mojej ocenie niewiele jest osób, które tyle zrobiły dla
popularyzacji „dwóch kółek” w kraju nad Wisłą. I zapraszam do lektury mojej rozmowy z Czesławem Langiem z
lipca 2011 roku, spisanej w przeddzień 69. Tour de Pologne.
Stawiam na Polaków
Bartosz Matylewicz: Z
czystym sumieniem można chyba powiedzieć, że kolarstwo to Pana życiowa pasja?
Czesław Lang: Z całą pewnością. Doskonale pamiętam początek
swojej przygody ze ściganiem się na rowerach. Miałem jakieś 12 czy 13 lat,
kiedy wystartowałem w swoim pierwszym wyścigu. Były to zawody międzyszkolne na
niewielkim dystansie, w których wystartowało około 100 zawodników. Nie miałem
wtedy swojego roweru, więc pożyczyłem rower od mamy – starą Ukrainę, odkręciłem
od niej błotniki i stanąłem na starcie. Tak się złożyło, że zawody wygrałem.
![]() |
foto: Tourdepologne.pl/Szymon Gruchalski |
Nie ukrywam, że było to spore ryzyko. W tamtych czasach
wyścigi kolarskie nie były w Polsce popularne. Szukaliśmy wtedy partnerów,
którzy chcieliby nas wesprzeć. O środki staraliśmy się w Polskim Związku
Kolarskim, ale były to czasy przemian gospodarczych i o pomoc było trudno. Jako
organizatorzy musieliśmy się w tym wszystkim odnaleźć i mimo braku pewności
imprezę doprowadziliśmy do finału. Dzisiaj, 19 lat później, cieszę się, że
jesteśmy w tym miejscu, do którego udało nam się dojść. Dzięki ogromowi pracy i
poświęceniu Tour de Pologne jest jedną z najważniejszych imprez kolarskich na
świecie. Kilkanaście lat temu był to wyścig, na którym trudno było uświadczyć
czołówkę światowego kolarstwa, a dzisiaj z czystym sumieniem mogę powiedzieć,
że jesteśmy w kolarskiej Lidze Mistrzów, z czego jako Polak i organizator
jestem dumny.
Tour de Pologne
zaliczany jest do prestiżowego cyklu wyścigów World Tour. Czy jako organizator
da się osiągnąć coś jeszcze?
Pod względem sportowym rzeczywiście jesteśmy w czołówce.
Jeśli chodzi o kwestię organizacyjną rozważamy różne opcje. Być może Tour
udałoby się wydłużyć, być może przykładem innych imprez sportowych „wyjechać”
nim także poza granice Polski. Dzisiejszy świat staje się globalny i sport
razem z nim, co jest doskonałą okazją do promocji sportu jak i samej Polski, a
kolarstwo z całą pewnością idealnie się do tego nadaje.
![]() |
foto: tourdepologne.pl |
Kolarstwo to przede wszystkim walka, sportowa rywalizacja, która
dostarcza niesamowitych emocji. Od zawsze widok pędzącego peletonu kojarzył mi
się z ułańską szarżą. Liczne ucieczki, pogonie, walka, spryt i odwaga,
samozaparcie czy stawianie wszystkiego na jedną szalę – za to ludzie podziwiają
kolarzy. Śledząc wyścigi kolarskie patrzymy na nie właśnie przez
pryzmat tych wojowników na dwóch kołach, którzy pokonując bardzo często ponad
200 km rywalizując między sobą, walczą też z własnymi słabościami. Upadki,
zmęczenie, skurcze mięśni towarzyszom kolarzom, jednak dzięki hartowi ducha
walczą oni do ostatniego kilometra etapu czy wyścigu pokazując, że ciężką pracą
można wiele osiągnąć. Poza tym kolarstwo to sport masowy, który dostępny jest dla
każdego. Mnóstwo rowerowych imprez dla amatorów, coraz to nowe ścieżki i trasy
rowerowe – to zachęca do aktywnego wypoczynku. Dzięki temu wielu młodych siada
na rowery i od razu staje się Contadorem, Szurkowskim, Szmydem czy Evansem, a
kiedy znajdzie się przynajmniej dwóch, to od razu zaczyna się rywalizacja i
dlatego właśnie kolarstwo jest tak bliskie ludziom.
Jak to jest
rywalizować i wygrywać?
Zwycięstwo zawsze daje radość. Z jednej strony radość
pokonania rywali, ale przede wszystkim radość, którą dostarcza się kibicom.
Doskonale pamiętam jak na Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie mieliśmy 150 km do
mety i uciekaliśmy w trójkę – ja i dwóch Rosjan: Siergiej Suchoruczenkow i Jurij
Barinow. Mieliśmy świadomość tego, że patrzą na nas oczy całego świata – 3 na
przemian wymijające się koszulki – dwie czerwone i jedna czerwono-biała. Na
ostatnich kilometrach Suchoruczenko odjechał na tyle, że wiedziałem już, że nie
jestem w stanie go dogonić, ale walka o drugie miejsce cały czas trwała. Na
mecie Barinowa wyprzedziłem o jakieś 2-3 centymetry. Było to uczucie, którego
nie da się opisać, zwłaszcza świadomość, że razem ze mną cieszyły się miliony
Polaków, którzy w tej walce mi kibicowali.

Przy
organizacji imprezy sportowej takiej rangi jak Tour de France czy Tour de
Pologne bezpieczeństwo kolarzy zawsze stawiane jest na pierwszym miejscu.
Trzeba wiedzieć także o tym, że bardzo często na zjazdach kolarze rozpędzają
się do ok. 100 km/h. Jazda w peletonie, kierownica w kierownicę, to również
umiejętność, którą zawodnicy muszą się wykazać. Jako organizatorzy staramy się
to ryzyko ograniczyć do minimum, ale niestety nie wszystko jesteśmy w stanie
przewidzieć, dlatego startując w wyścigu kolarze muszą liczyć się z ryzykiem.
A kto Pana zdaniem jest
faworytem tegorocznego wyścigu?
Nie
ukrywam, że mocno liczą na Polaków. W tym roku na liście startowej znalazła się
rekordowa liczba polskich kolarzy, m.in. Reprezentacja Narodowa czy grupa CCC
Polsat Polkowice, którzy mam nadzieję skutecznie powalczą o zwycięstwo w
klasyfikacji generalnej.
W takim razie trzymamy za nich
kciuki i serdecznie dziękuję za rozmowę.