Okazji do występów w radio czy telewizji raczej mi nie brakuje. Można by rzecz – takie trochę zawodowy chleb powszedni. Symboliczna, migająca na czerwono lampka czy włączony magnetofon z podpiętym mikrofonem wzbudzają pewne emocje, ale przez lata nauczyłem się jakoś sobie z nimi radzić.
Zupełnie inaczej było w momencie, kiedy przeczytałem wiadomość wysłaną przez Ewelinę Kosałkę, reporterkę Radia Katowice: „Cześć Bartosz, mam pytanie. Ty byłeś ostatnio na wyprawie w Himalajach? Dobrze śledzę? Chciałam Cię zaprosić do programu, żeby o tym poopowiadać. Co Ty na to?” Oczywiście pierwsze wrażenie było MEGA pozytywne. Kolejny dowód na to, że ktoś czyta to, co mniej lub bardziej regularnie, staram się tutaj publikować. Myśl, która przyszła jako druga, była już nieco bardziej zachowawcza…
Dlaczego? Bo dotarło do mnie, że zgodzenie się na wizytę w studio będzie czymś zupełnie nowym. Nie będzie to tłumaczenie się z dziury w chodniku czy chwalenie się kolejną cenną miejską inicjatywą, ale chyba pierwszy raz w życiu będę opowiadał w eterze o czymś od początku do końca „swoim”.
Ale i tak długo się nie zastanawiałem i na propozycję przystałem :)
A jak poszło? Posłuchajcie i oceńcie sami. Ja tylko dodam, absolutnie bez żadnej kokieterii – naprawdę stresowałem się bardziej niż zwykle.
Część pierwsza
Część druga
PS. Ewelina, dziękuję za zaproszenie i do tej pory nie mogę przestać się uśmiechać, kiedy przypomnę sobie Twoje przywitanie na antenie „Bartosz Matylewicz, autor bloga i podróżnik” :)
Haha! Super! A ja słuchając audycji uważam, iż zrobisz karierę radiową! W jakiejś trójkowej audycji wieczornej z fajną muzyką!
OdpowiedzUsuńW sumie drugim Kydryńskim raczej nie będę, ale rzeczywiście - audycja z muzyką z różnych, dzikich stron świata czemu nie :) Byleby nie było to pasmo poranne i bylebym nie musiał budzić się wcześniej niż wszyscy moi słuchacze :P
UsuńSzkoda, że nie zapraszają do Radia blogerów, którzy piszą o dupie Marynie :-) Pasowałabym tak jak znalazł :-)
OdpowiedzUsuń