piątek, 19 kwietnia 2013

Marrokańska rzeczywistość i zwyczaje

Kiedy byliśmy już gotowi do podboju Maroka ruszyliśmy w kierunku centrum Marakeszu. Pierwsze wyzwanie to znalezienie środka transportu. Postawiliśmy na taksówkę i tutaj pierwsze zderzenie z rzeczywistością – tutejsze taksówki no i ich cena.


Kiedy tylko wyszliśmy z lotniska, obskoczyli nas taksówkarze proponujący nam swoje usługi, jednak ceny które nam proponowali dalece odbiegały od naszych oczekiwań… Skoro była nas szóstka, to podobno musieliśmy jechać dwoma taksówkami bo podobno do jednej się nie zmieścimy. Cena za jedną taksówkę – 600 Dirhamów, co razem dawało 1200 Dirhamów za 6 osób – nie do zaakceptowania.

Po kilku chwilach okazało się, że jednak nie musimy jechać dwoma taksówkami – zmieścimy się do jednej. Jednak 600 Dirhamów, nawet za 6 osób, dalej było ceną nie do zaakceptowania. Po 10 euro od osoby (w dużym uproszczeniu 10 Dirhamów to 1 euro) to w dalszym ciągu zdecydowanie za dużo… Kiedy po dłuższych negocjacjach ustaliliśmy ceną na 180 Dirhamów, która wtedy wydawał nam się w miarę odpowiednia, nie pozostało nam nic innego jak tylko upchnąć się do auta i ruszyć w kierunku hotelu Minaret, gdzie za radą znajomego planowaliśmy przenocować za 7 euro od osoby…

Okazało się jednak, że pod wskazanym adresem za 7 euro nie przenocujemy, a za minimum 15…
Dlatego też podziękowaliśmy panu w recepcji i ruszyliśmy na poszukiwania innego lokum. Ledwo wyszliśmy z hotelu, a już znalazł się „przewodnik”, który postanowił nam pomóc znaleźć coś do spania. Jak się później okazało pomoc ta nie była darmowa… Jak się później okazało to i cena za taksówkę była mocno wygórowana…




Krótki spacer z naszym „przewodnikiem” przez kręte uliczki marrakeszańskiej Medyny, które wiły się niczym meandrujące korytarze jaskiń dotarliśmy do hotelu, którego nazwy wymówić nie potrafię, ale okazało się, że są w stanie przenocować nas za 6 euro. Standard mocno turystyczny – w pokoju łóżko, umywalka i stolik z dwoma krzesłami. Łazienka na korytarzu, podobnie jak prysznic, z tym że ten płatny dodatkowe jedno euro za możliwość skorzystania :)

Po zakwaterowaniu, wypełnieniu arabskimi szlaczkami naszych kart pobytu i ich podpisaniu wyruszyliśmy w miasto znaleźć coś do jedzenia i zrobić ogólne rozeznanie. No i znaleźć transport na jutro do Ilmil, gdzie zaczynał się nasz górski szlak.

Okazało się, że do Maroka dotarliśmy dosłownie na kilka dni przed rozpoczęciem sezonu turystycznego, dzięki czemu mieliśmy okazję zobaczyć Marrakesz zanim jeszcze zalała go fala turystów z zachodnioeuropejskiego świata. Miało to jednak też kilka minusów – mieliśmy wrażenie, że cała arabska nachalność skumulowała się na naszej szóstce…






No i jeszcze jedno sprawa, z której wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy… Maroko jest krajem muzułmańskim w którym Allah zabrania spożywania alkoholu, dlatego też znalezienie choćby piwa okazało się nie lada wyzwanie. A kiedy nam się już udało, okazało się, że mała buteleczka piwa – 0,33 kosztuje 5 euro…


2 komentarze:

  1. W kazdym supermarkecie w Maroku mozna kupic piwo, i nie kosztuje wcale duzo. Akurat w Marrakeshu w knajpach alkohol jest dosyc drogi, ale generalnie w Maroku jest on duzo bardziej dostepny niz w innych krajach arabskich.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie tak, ale podczas naszego pobytu w Maroku nie udało nam się odwiedzić ani jednego supermarketu... Tam gdzie byliśmy, poza pustynią, alkohol okazał się dobrem mocno zakazanym :)

    OdpowiedzUsuń