Bez bicia sam przyznaję się, że o koncercie zapomniałem i gdyby nie poniedziałkowy czy wtorkowy SMS od Adama czwartkowy wieczór zapewne skończyłbym w domu. Z licznej grupy chętnych uczestników została czwórka - Adam (gospodarz), mój Siostr, kolega mojego Siostra i ja :)
O której jest koncert - nie wiedzieliśmy, bo w sumie to taka mało istotna informacja:P Do Gliwic razem przyjechaliśmy jakoś koło 19.30, zrzuciliśmy moje rzeczy u Adama i poszliśmy w miasto (co za cudowna knajpa - 3 żubry w butelce za 10 zł)
Po kilku kolejkach pada komenda WYMARSZ, więc idziemy. Adam prowadzi w stronę lotniska, a tam tłumy idą w zupełnie przeciwną stronę... Jest jakoś przed 23. Próbujemy się dowiedzieć od tych, którzy idą na przeciw nam czy już po koncercie KULTu, ale nie udaje nam się znaleźć nikogo, kto byłby nam w stanie odpowiedzieć na nurtujące nas pytanie. Ryzykujemy i idziemy dalej.
Kiedy docieramy na miejsce, ku naszemu zadowoleniu, impreza trwa w najlepsze a na scenie prowadzący imprezę (OMG, ale ta dziołszka miała piskliwy głos... :P ) dopiero zapraszają KULT na scenę. Idealnie! A za chwilę zaskoczenie - tutaj jest więcej błota niż ostatnio w Rudawach i chyba całych Karkonoszach i Izerach razem wziętych! Stajesz i czujesz jak błotko Cię wciąga na 3-4 centymetry, a odklejenie nogi stanowi nie lada wyzwanie :) Grali jakoś chyba z 2,5 godziny i zagrali prawie wszystko, co zagrać powinni :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz