sobota, 5 maja 2018

Dramat Polaków uwięzionych na Sardynii



Mieli zażywać słonecznych i morskich kąpieli. Zamiast tego zmagają się z ulewami i heroicznie walczą ze strugami deszczu zalewającymi ich dom.

Wszystko zaczęło się niewinnie, kilka minut przed godziną 13, kiedy nad Bosę – miasto na wschodnim wybrzeżu Sardynii, nadciągnęła burzowa chmura. Wtedy jeszcze nic nie zapowiadało nadciągającego kataklizmu.

- Akurat ze znajomymi wracaliśmy ze spaceru, kiedy pod samym domem złapała nas ulewa. Chwilę później przerodziła się ona w oberwanie chmury, które przemieniło sąsiadujące z naszym domem ulice w rwące potoki – mówi Paweł, jeden z Polaków który został dotknięty żywiołem przetaczającym się nad Sardynią.

Jednak najgorsze przyszło chwilę później, kiedy okazało się że ich wakacyjny dom jest zalewany przez wodę.


- Od razu po tym jak wpadliśmy do mieszkania pobiegłem na piętro, gdzie zostawiliśmy otwarte okno w sypialni. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego, co w tym czasie działo się w garażu i przedpokoju, do których zaczęła wdzierać się woda – dodaje Paweł.

Na szczęście w przypadku Pawła i jego znajomych sytuację udało się szybko opanować. W innych miejscach względną normalność udało się przywrócić dopiero kilka godzin później. Rzęsiste opady postawiły na nogi wszystkie służby, które w całym mieście miały pełne ręce roboty. Podtopione budynki, zalane i nieprzejezdne ulice, hordy szczurów uciekających z kanałów czy tryskające wodą studzienki kanalizacyjne spotkać można niemal na każdym rogu.




- Mieszkam tu od urodzenia, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem – mówi Mario, którego dom nie ucierpiał w nawałnicy, ale od razu ruszył na pomoc sąsiadom którzy nie mieli tyle szczęścia. Zresztą nie on jeden był zaskoczony skalą tego, co wydarzyło się w Bosie. Na większości ulic mieszkańcy miasta z telefonami w ręku dokumentowali efekty przejścia żywiołu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz