poniedziałek, 10 marca 2014

O skitourach przemyśleń kilka

Póki nie jest zbyt stromo wygląda to prawie tak samo jak zwykłe chodzenie. Z tą tylko minimalną różnicą, że zamiast podnosić nogi i stawiać je o krok dalej, tutaj posuwasz je do przodu okute w twarde buty i przyciężkawe narty…

Kiedy zaczyna się robić bardziej stromo, zdarza się że upadasz. Zaczynasz się zastanawiać co za kretyn masochista to wymyślił i dochodzisz do wniosku, że te całe narty to jakiś cholerny wynalazek szatana. Wynalazek stworzony tylko po to, żeby podnieść ciśnienie jego właścicielowi, który kupił go zapewne nie zdając sobie sprawy jakie „przyjemności” go czekają…

Potem przychodzi moment, kiedy jest już tak stromo że szybciej i wygodniej całe te kajdany przypiąć do plecaka i z dodatkowym balastem zacząć się wspinać na szczyt grani czy żlebu. A potem?

A potem jesteś już na szczycie i wiesz że kochasz życie!

Dopinasz tylko buty, wpinasz je w znienawidzone do tej pory kajdany wyniesione na plecach i zaczynasz to, co z całego dnia najlepsze, takie małe katharsis… Tak na zakończenie, taka wisienka na torcie :)

I co najważniejsze - Zawracik Rówienkowy i Kopa Kondracka zaliczone i zjechane :)


Towarzyszki Siostry :)





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz