Kilka godzin w na lotnisku, a potem w samolocie minęło na nastawianiu
się na coś na kształt Indii – mnóstwo Tuk-Tuków, hałas, nieustanne trąbienie i
wszechobecny brudek. Rzeczywistość
jednak zaskoczyła nas MEGA pozytywnie :)
Wyjście z samolotu, szybka akcja z wizami, potem wymiana 10
dolarów po złodziejskim lotniskowym kursie, czekająca na nas taksówka i
kierunek hotel, gdzie czekał na nas z komitetem powitalnym znajomy objeżdżający
właśnie świat dookoła.
Co prawda czerwonego dywanu, chleba i soli nie było, ale i
tak powitanie było godne – tradycyjne nepalskie żarcie, piwko o magicznej nazwie – Everest oraz
rockowe hity grane na żywo naprawdę dawały radę!
A, że wieczór nieco się przedłużył, więc wszystkie formalności siłą rzeczy przesunęły się na dzień następny... :)
A, że wieczór nieco się przedłużył, więc wszystkie formalności siłą rzeczy przesunęły się na dzień następny... :)
Ale czad! :)))) chciałoby się powiedzieć, pisz, pisz nie przestawaj - no ale w Himalajach nie łatwo będzie z netem :/ Ściskacze dla Wszystkich!
OdpowiedzUsuń