A wszystko przez przecudowną starszą Panią z Wilna – Ciocię
Helę, którą ostatni raz widziałem 23 lata temu. Na pierwszy rzut oka jest taka
jak wszystkie inne staruszki – siwiutkie włosy jak gdyby przyprószone popiołem
z kominka, nieco zmęczone czasem oprawki dużych okularów, nieco przygarbiona
sylwetka i tradycyjne, takie „babcine” kapcie. Jednak po kilku chwilach w jej
towarzystwie okazało się, że ostatnia rzecz jaką można o niej powiedzieć, to
„zwykła staruszka”…
Ale od początku :)
Już samo przywitanie było wyjątkowe… Tata zapytał Cioci,
która ledwo nas wpuściła do mieszkania i już krzątała się w kuchni
przygotowując herbatą, jak się Ciocia czuje. Na to ona, porzucając czajnik i
filiżanki, zaczęła szukać swoich drugich okularów, takich do czytania, a kiedy
je już znalazła wyszperała jeszcze jakąś poskładaną kartkę. Usiadła, zmieniła
okulary i powiedziała, że odpowie nam wierszem…
Kiedy ktoś
się spyta jak ja się dziś czuję,
grzecznie mu
odpowiem, że "dobrze dziękuję"
To, że mam
artretyzm, to jeszcze nie wszystko,
astma, serce
mi dokucza i mówię z zadyszką,
puls słaby, krew
moja w cholesterol bogata...
lecz dobrze
się czuje jak na moje lata.
Bez laseczki
teraz chodzić już nie mogę,
choć zawsze
wybieram najłatwiejszą drogę.
W nocy przez
bezsenność bardzo się morduję
ale przyjdzie
ranek...znowu dobrze się czuję.
Mam zawroty
głowy, pamięć "figle" płata,
lecz dobrze
się czuje jak na swoje lata.
Z wierszyka
mojego ten sens się wywodzi,
że kiedy
starość i niemoc przychodzi,
to lepiej
zgodzić się ze strzykaniem kości
i nie
opowiadać o swej starości.
Zaciskając
zęby z tym losem się pogódź
i wszystkich
w koło chorobami nie nudź.
Powiadają
starość okresem jest złotym
kiedy spać
się kładę, zawsze myślę o tym..
"uszy"
mam w pudełku, zęby w wodzie studzę
"oczy"
na stoliku, zanim się obudzę..
Jeszcze
przed zaśnięciem ta myśl mnie nurtuje:
"Czy to
wszystkie części, które się wyjmuje?"
Za czasów
młodości (mówię bez przesady)
Łatwe były
biegi, skłony i przysiady.
W średnim
wieku jeszcze tyle sił zostało,
żeby bez
zmęczenia przetańczyć noc całą...
A teraz na
starość czasy się zmieniły,
spacerkiem
do sklepu, z powrotem bez siły.
Dobra rada
dla tych którzy się starzeją:
Niech
zacisną zęby i z życia się śmieją.
Kiedy wstaną
rano, "części" pozbierają,
Niech rubrykę
zgonów w prasie przeczytają,
Jeśli ich
nazwiska tam nie figurują,
to znaczy, że
ZDROWI i DOBRZE SIĘ CZUJĄ.
Jak ja się
czuję – Wisława Szymborska
A potem niespodzianek było jeszcze więcej :) Niespodzianek
przeplatanych z rozczuleniem i wzruszeniami. Swoista wycieczka do przeszłości i
rodzinnych historii słyszanych przeze mnie pierwszy raz w życiu…
O tym jak ciocia, przypadkowo po wojnie, spotkała się z moją
babcią, z którą znały się „z widzenia” z jednej szkoły do której uczęszczały
jeszcze przed wojną. O tym jak babcia pomagała cioci prowadzić aptekę w jednej
z białoruskich miejscowości. O tym jak po wojnie, kiedy dziadek wrócił z
zesłania w głąb Związku Radzieckiego, ciocia zeswatała go z babcią. Dlaczego
ciocia przestała prowadzić aptekę i jak chodząc do kościoła i śpiewając w
chórze została uznana za „antysystemową” i nie pasującą do partii…
To wszystko i jeszcze wiele innych historii to tylko jedno
popołudnie i wieczór spędzony w małym mieszkaniu w centrum Wilna. Kilka godzin
słuchania opowieści, przeplatanych czytaniem wierszy, które Ciocia napisała,
ale do których się nie przyznaje mówiąc, że to dzieła jej znajomego, który
tylko poprosił ją o ich przepisanie, a wszystko okraszone przepysznym jedzeniem
i domowym winem podanym iście po królewsku…
Pomimo tego, że od tamtych chwil minął prawie rok, kiedy
tylko je wspominam z jednej strony się uśmiecham, a z drugiej strony jakoś
ściska mnie w gardle i dostaję gęsiej skórki… Dlatego też, parafrazując już
przytoczoną tu Wisławę Szymborską, “kłaniam się Ciociu nisko ponieważ Cię
podziwiam i ściskam Cię mocno i dziękuję!”
PS. Pamiętam, że siedząc wtedy w mieszkaniu Cioci i patrząc
jak szuka swoich okularów przypomniały mi się kadry filmu „Życie chwilami bywa
znośne”, w których Wisława Szymborska szuka swojego Nobla… Pomimo tego, że
poniżej tylko ostatnie chwile filmu, znalezienie medalu i ukrycie go gdzieś
pomiędzy Bożęcinem, a Krynicą Górską, obejrzycie całość, bo naprawdę warto…
Chyba Wiśka mnie tu ściągnęła :) pokręciłam się trochę, zostawiam ślady i idę spać, bo na widok tych zdjęć zgłodniałam..."Chwilami życie.." oglądałam ostatnio w pociągu, bo mi się dłużyło, skończyło się jak zwykle na wzruszeniu i płakaniu w rękaw. Pozdro500
OdpowiedzUsuńJeśli zgłodniałaś na widok tych zdjęć, to niebawem może być jeszcze gorzej… Planuję tutaj mała, cykliczną nowość, więc zapraszam do częstszych wizyt i pozdro600 :)
UsuńPS. „Czasami życie” dla mnie jest jednym z najbardziej pozytywnych i najbardziej ładujących życiową energią filmów jakie widziałem :)