Ostatni dzień lutego. Jakoś wczesnym przedpołudniem wracam ze szkolenia na Jurze i widzę, że pogoda za oknem autokaru jest coraz lepsza - do głowy wpada szatański pomysł - a może tak dzisiaj przetestuje w końcu mój nowy nabytek???
W przekonaniu tym utwierdza mnie liczba miniętych po drodze rowerzystów - nie ma się nad czym zastanawiać. Wpadam do domu, wykopuje z szafy rowerowe ciuchy i pędzę do mieszkania, gdzie stacjonuje Mongołek.
Pierwsze wrażenia z jazdy? Dziwnie, dziwnie miękko, ale generalnie fajnie. Zupełnie inaczej niż na poprzednim, sztywnym rowerze... Pierwsze kilometry to ciągłe zatrzymywanie, próbowanie jak zachowa się amor, kiedy przekręcę tutaj a kiedy to przesunę tutaj.
Po ok. godzinie już wiem, że to będzie miłość od pierwszego przekręcenia pedałami. W elvisowym, rowerowym świecie zaczyna się zupełnie nowy rozdział... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz