sobota, 5 lutego 2011

Silver Arrow

Historia motoryzacji zna wiele kultowych modeli czy szczególnych egzemplarzy samochodów. Jedne zrobiły furorę i na stałe wpisały się w historię dzięki temu, że upodobały je sobie miliony ludzi na świecie. Inne, np. słynne Srebrne Strzały – dlatego, że były wyjątkowe, związane były z nimi jakieś szczególne historie, wydarzenia czy ważne osobistości świata polityki, biznesu lub show biznesu.

Nasza „Srebrna Strzała” o której dzisiaj chcę napisać z pewnością jest wyjątkowa, choć podobna do wielu innych. Na pewno nie należy do żadnej gwiazdy czy ważnej osobistości, a przynajmniej na razie. Na pewno też nie zapisało się jakimiś szczególnymi zgłoskami w historii motoryzacji. Ale ona jest wyjątkowe, choćby dzięki ilości „patentów” i „ulepszeń” w nim zastosowanych, kiedy wyjechała już z fabryki.

A o jakim aucie mowa? O Fordzie Escorcie Kombi 1,8 Turbo Diesel z 1998 roku w kolorze srebrnym, który towarzyszy mnie i moim znajomym mniej więcej jakoś od 2007 roku. A może i wcześniej? Ale kto to pamięta… Jedno jest pewno – auto trafiło do ekipy po tym, jak kupił je mój znajomy Kuba.


Kupił je gdzieś w Bytomiu, ale nie przejmował się tym za bardzo i przynajmniej przez pierwsze pół roku użytkowanie na tych tablicach autem jeździł. Potem auto wreszcie dostało tablice z literkami SD, które wisiały na nim do zeszłego roku dopóki jakiś amator cudzej własności się na nie nie połasił.

Z zewnątrz niby zwykłe auta, ale cała jego magia kryje się pod maską. Kiedy się ją podnosi pierwsze, co rzuca się w oczy to dumny napis TURBO na bloku silnika. Jeżdżąc jednak tym autem od razu ma się wrażenie, że ten napis to chyba jedyna rzecz jaka po tym turbo została.

Maska kryje pod sobą jeszcze wiele innych tajemnic, m.in. tą najważniejszą czyli jak to auto odpalić, ponieważ w błędzie jest każdy ten, który myśli, że wystarczy wsiąść do auta, wsadzić kluczyk do stacyjki, przekręcić go i po prostu odjechać. Tutaj wielkie zaskoczenie – odpalenia auta wymaga nieco więcej zaangażowania, kreatywności i przewodu elektrycznego, który pomaga podgrzać świece żarowe.


Poza świecami w aucie nie działa także ogrzewanie, regulacja nawiewów, tylna wycieraczka, spryskiwacze przedniej i tylnej szyby, wspomniany już obwód elektryczny i bezpiecznik świec żarowych i zamek w drzwiach, którego popsucie się było motywacją do wymiany baterii w kluczyku – teraz działa na pilota.

Najbardziej spektakularną jednak awarią były dziurki, które dzięki rdzy zrobiły się w plecionce łączącej kolektory wydechowe z pierwszym elementem wydechu, co w momencie odpalania auta skutkowało efektownymi kłębami dymu unoszącymi się spod samochodu, wydobywającymi się spod maski a także ze wnętrza samochodu. Znajomy widząc to kiedyś stwierdził, że gdyby tylko zamontować pod samochodem ze dwa neony bijemy na głowę pojazd kosmiczny Lorda Vadera :)

Może właśnie dlatego, że to auto ma w sobie coś z technologii kosmicznej odwdzięcza się żywotnością, prawie zawsze dowozi podróżnych na miejsce, ale przy okazji wymaga od kierowcy tyle samo uwagi, co statek kosmiczny – bezustanne spoglądanie na kontrolki, wskaźniki oraz wsłuchiwanie się w silnik i inne podzespoły momentami bywa bardzo absorbujące :)

Jednym zdaniem – kosmiczny pojazd na polskich drogach, który jest prawdziwym przyjacielem na dobre i na złe. No ale w sumie jak mogłoby być inaczej, skoro pytając kiedyś Kuby co u niego w odpowiedzi usłyszałem, że ma nadzieję, że cały limit przysługującego mu pecha bierze na siebie Escort. Znacie lepszego przyjaciela?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz