Pierwszy raz, podobno bo sam to średnio pamiętam, byłem tutaj z rodzicami w 1987 roku, kiedy miałem 2 lata, potem kolejny raz w roku 1989 (przynajmniej tak dzisiaj ustaliliśmy:) – jednym słowem szmat czasu, a w pamięci zostały tylko przebłyski, które tak na dobrą sprawę mieszają się z wyjazdami do Mińska, gdzie również mamy część rodziny.
Co pamiętam z tamtych czasów? Na pewno smak przepysznych lodów waniliowych w polewie czekoladowej, która niesamowicie strzelała między zębami, kiedy się ją przegryzało. Pamiętam smak tutejszej mocnej herbaty parzonej w samowarze oraz ciemnego chleba wypiekanego z kminkiem.
Na pewno pamiętam słupy ogłoszeniowe ze czerwonymi plakatami Gorbaczowa, który mniej więcej w tym czasie zaczynał wprowadzać Pierestrojkę. Pamiętam też smak owoców granatu jedzonych na ówczesnych radzieckich targowiskach i podróże trolejbusami i metrem, z tym że nie pamiętam już czy było to Wilno czy Mińska… ot, taki wieloletni miszmasz, ale z drugiej strony – czego można wymagać od pamięci dwu czy czteroletniego dziecka, 25 bądź 23 lata później…
Jakie okaże się dzisiejsze Wilno i Wileńszczyzna? Najbliższy tydzień na pewno pokaże. Dzisiaj natomiast kolejny już raz okazało się, że bez względu na szerokość czy długość geograficzną polska gościnność jest niesamowita!
Na dzień dobry przywitał nas stół uginający się pod ciężarem smakołyków, wśród których znalazł się m.in. genialnie przyprawiony kurczak, gotowane ozorki, suszone surowe mięso oraz specjały dnia, które podbiły moje kulinarne serce i żołądek :) Niby zwykłe przegryzki, ale jednak niesamowite!
Po pierwsze prawdziwa gęsta śmietana – niby 30%, ale w takim razie nasza „trzydziestka” do tej nawet się nie umywa i zdaje się być mocno rozcieńczona :P
Po drugie, zielone pomidory marynowane z czosnkiem oraz mini wędzone serki, serwowane niczym małe cukiereczki :)
Serki zapakowane niczym male serdelki :) |
Zielone pomidory jeszcze w sloiku :) |
Jednym zdaniem? Niesamowita mieszanka smaków i prawdziwe niebo w gębie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz