środa, 6 kwietnia 2011

Poznań doznań

Zgodnie z Internetowym Słownikiem Języka Polskiego PWN „Planowanie” to: określanie przyszłych celów i zadań oraz sposobu ich realizacji. Tak wygląda to w teorii. W praktyce na proces planowania wpływ ma jeszcze wiele zmiennych, które w momencie planowania można przewidzieć, bądź nie.

Kiedy w styczniu planowaliśmy start w 4 Dąbrowskim Półmaratonie nie wszystkie zmienne udało nam się przewidzieć, m.in. zmienną pogodą która często nie pozwalała trenować i skutecznie demotywowała czy zmienne chęci do trenowania. Nie wzięliśmy pod uwagę także zmiennej jaką była zmiana stanu cywilnego Grzesia i Marty, a także determinacji Grzesia w ściągnięciu Polly do Poznania.

Okazało się, że w tym samym czasie w Poznaniu również odbywa się półmaraton, z tą różnicą, że w stolicy Wielkopolski można wystartować również na rolkach. I to właśnie był ten argument, który przeważył szalę zwycięstwa w stronę Poznania. W piątek po pracy wyjeżdżamy!

Na miejsce dotarliśmy w nocy (prowadzeniem samochodu nacieszyłem się przez ostatnie 90 km:P), zgarnęliśmy z AWFu Grzesia i Martę, szybka przekąska na mieście, runda honorowa dookoła rynku i powrót do mieszkania i ploty co u kogo, jak tam i w ogóle.

Cała sobota mija na spotkaniach ze znajomymi, Polly odwiedza sentymentalne miejsca, robimy rolkowe zakupy (Polly nowe kółka, nowe ochraniacze, ja nowe rolki i kask, ochraniacze dostaję gratis), odbieramy nasze pakiety startowe i wieczorem relaksujemy się przed startem w miłym gronie, przy dobrym jedzeniu i piwie.

Niedziela – dzień startu. Na śniadanie makaron z jabłkowym „Gerberem”. Po śniadaniu pakujemy się do auta i jedziemy w stronę Malty. Po drodze okazuje się jednak, że drogi są już pozamykane, objazdy wytyczone i nie do końca udaje nam się zaparkować tam, gdzie wstępnie planowaliśmy. Porzucamy Cini Mini pod galerią handlową, zakładamy rolki, przypinamy numery i pędzimy w stronę startu. Ufff… udało się. Do startu mamy jeszcze kilka minut.


Na samym starcie spotykamy Carlosa, który przyjechał nam kibicować i trzeba przyznać – wywiązywał się z tego doskonale. Poza tym stwierdził, że odważni jesteśmy – pierwszy raz w sezonie na rolkach, od razu półmaraton i to jeszcze bez rozgrzewki.

Powoli atmosfera gęstnieje, podobnie zresztą jak tłum rolkarzy. W sumie jest nas grubo ponad 200 osób (biegaczy ponad 3 tysiące!). Zaczynamy wspólne odliczanie 10, 9, …, 3! 2! 1! START!!! I pooooszli… Wszyscy ubrani w lajkry wypruli przodem, a my trzymamy się gdzieś z tyłu stawki. Co prawda umawialiśmy się z Polly, że przynajmniej na początku trzymamy się razem, ale moje nowe rolki same zaczęły się rozpędzać i jakoś mi się odjechało…


Szczerze powiedziawszy o całej trasie nie będę się rozpisywał, bo minęła zadziwiająco szybko i bezproblemowo, ale wspomnieć koniecznie trzeba o kilku odcinkach. Pierwszy, który utkwił mi w pamięci to tory tramwajowe, które wyrosły przede mną zaraz po jednym ze zjazdów i na których udało mi się chyba zrobić lepszy telemark niż samemu Mistrzowi Małyszowi:) Najważniejsze jednak, że ustałem :D Drugie miejsce, które mocno dało mi się we znaki to chyba 16 czy 17 kilometr, długi podjazd w okolicach Osiedla Orła Białego i jak to nazwał Tomek „mordewind” skutecznie spowalniający temp. Kolejne „ciekawe” miejsce to zjazd na kolejnym kilometrze… Nie powiem, zadziałał na psychę i miałem małe obawy, co do tego czy zmieszczę się w zakręcie, ale na szczęście się udało. Jeszcze bardziej na psychę zadziałał kolejny zjazd… Wszystko przez wolontariuszy, którzy stali z wielkimi tabliczkami „Uwaga zakręt! Zwolnij!”. OK., tylko jak do jasnej cholery się tym hamuje przy takiej prędkości??!! (pierwsza zrobiona przeze mnie rzecz zaraz po zakupie rolek to oczywiście było odkręcenie hamulca :P)

Potem była już tylko meta, finisz z którego jestem bardzo zadowolony (wyprzedziłem jeszcze 4 osoby) no i wjazd na metę, odebranie medalu, woda, izotoniki i endorfiny buzujące we krwi. Radość, satysfakcja i generalnie apetyt na więcej. Chwilę później na metę wpada także Polly, która również ma podobne odczucia – dlaczego ten półmaraton nie jest dłuższy:P


Potem przenieśliśmy się na trybuny, aby kibicować znajomym, którzy biegli w półmaratonie, ale tacy z nas kibice, że przeoczyliśmy finisz wszystkich „naszych ludzi” :) Ze znajomych udaje nam się spotkać tylko Asię, nazywaną przez nas Majką (wiem, wiem, niegrzecznie, bo po nazwisku, ale jakoś tak się utarło), którą dopingujemy na ostatnich metrach, a potem gratulujemy na mecie ukończenia półmaratonu! MEGA SZACZUN! Z resztą znajomych na szczęście udało się spotkać wieczorem i wznieść wspólny toast za spotkanie, za występ i kolejne, wspólne starty.

Tak w skrócie wyglądał wyjazd do Poznania i jego punkt kulminacyjny. Poniedziałek upłynął jeszcze pod znakiem zakupów w Taterniku, ale o efektach zapewne innym razem, obiadu u Agatki i drogi powrotnej do domu.

Wnioski, które nasuwają się po powrocie:
  • jak na pierwszy wypad na rolki w sezonie przejechanie ponad 20 km w czasie godzina 12 (Polly) i godzina 6 (ja) uważam, za całkiem niezły wynik,
  • długodystansowa jazda na rolkach to świetna sprawa i mając pod nosem takie warunki jak w Dąbrowie grzechem jest na rolkach nie jeździć,
  • Już szukamy kolejnych imprez tego typu,
  • poznańska ekipa Polly – wspaniali ludzie, którzy samą swą obecnością tak niesamowicie dodają energii, są po prostu jedyni w swoim rodzaju i niezastąpienie.
  • zdecydowanie Poznań trzeba odwiedzać częściej lub po prostu regularnie :)
  • zdecydowanie chcę spróbować swoich sił biegnąc na tym dystansie i to jeszcze w tym roku!
PS. Więcej zdjęć już wkrótce :D

http://www.antropo.uni.wroc.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz