Mieli zażywać
słonecznych i morskich kąpieli. Zamiast tego zmagają się z ulewami i heroicznie
walczą ze strugami deszczu zalewającymi ich dom.
Wszystko zaczęło się niewinnie, kilka minut przed godziną
13, kiedy nad Bosę – miasto na wschodnim wybrzeżu Sardynii, nadciągnęła burzowa
chmura. Wtedy jeszcze nic nie zapowiadało nadciągającego kataklizmu.
- Akurat ze znajomymi wracaliśmy ze spaceru, kiedy pod samym
domem złapała nas ulewa. Chwilę później przerodziła się ona w oberwanie chmury,
które przemieniło sąsiadujące z naszym domem ulice w rwące potoki – mówi Paweł,
jeden z Polaków który został dotknięty żywiołem przetaczającym się nad
Sardynią.
Jednak najgorsze przyszło chwilę później, kiedy okazało się
że ich wakacyjny dom jest zalewany przez wodę.
- Od razu po tym jak wpadliśmy do mieszkania pobiegłem na
piętro, gdzie zostawiliśmy otwarte okno w sypialni. Wtedy jeszcze nie zdawałem
sobie sprawy z tego, co w tym czasie działo się w garażu i przedpokoju, do
których zaczęła wdzierać się woda – dodaje Paweł.
Na szczęście w przypadku Pawła i jego znajomych sytuację udało
się szybko opanować. W innych miejscach względną normalność udało się
przywrócić dopiero kilka godzin później. Rzęsiste opady postawiły na nogi
wszystkie służby, które w całym mieście miały pełne ręce roboty. Podtopione budynki,
zalane i nieprzejezdne ulice, hordy szczurów uciekających z kanałów czy
tryskające wodą studzienki kanalizacyjne spotkać można niemal na każdym rogu.
- Mieszkam tu od urodzenia, ale czegoś takiego jeszcze nie
widziałem – mówi Mario, którego dom nie ucierpiał w nawałnicy, ale od razu
ruszył na pomoc sąsiadom którzy nie mieli tyle szczęścia. Zresztą nie on jeden był
zaskoczony skalą tego, co wydarzyło się w Bosie. Na większości ulic mieszkańcy
miasta z telefonami w ręku dokumentowali efekty przejścia żywiołu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz