Obserwując samą Tarifę i jej okolice, człowiek od razu wie dlaczego historia o Don Kichocie rozgrywa się nie gdzie indziej niż w Hiszpanii. Jedna z pierwszych rzeczy, która mi się rzuciła w oczy, już w drodze do Tarify, to wszechobecne wiatraki, a raczej lasy wiatraków.
Dzięki wiecznie wiejącym tutaj wiatrom, wiatraki prawie nigdy nie próżnują (no chyba, że są zepsute) i cały czas produkują prąd. Sądząc po ich ilości – nie tylko dla Tarify, ale chyba całej południowej Hiszpanii. Są po prostu wszędzie – na wzgórzach, w dolinach, na płaskim i na stromym.
Inną ciekawostką ekologiczno-elektro-odnawialną są pola solarowe. Co prawda nie ma ich tutaj tyle, co wiatraków, ale i tak są bardzo zjawiskowe. Konstrukcje niczym z amerykańskich filmów, które wraz z podróżą Słońca po niebie automatycznie śledzą je i łapią każdy promyk przemieniając w prąd i śląc go do okolicznych gniazdek.
Ciekawa ile lat będzie musiała upłynąć, żeby takie technologie i u nas stały się standardem…
widzę, że te posiedzenia w empiku a przede wszystkim szał i ferwor przedświątecznych zakupów (Twojej Mamy) dobrze wpływają na bloga :) Pzdr! A jutro w góryyyyyy! :))))
OdpowiedzUsuńehhh... już nie mogę się doczekać :) Ale zabieranie się za pakowanie, tradycyjnie już, idzie jak krew z nosa :P
OdpowiedzUsuń